Jak się odnosimy do siebie i personelu - 2024-09-30
Małgorzata Maria Topolska
Okręgowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej w Białymstoku.
Autorka cyklu felietonistycznego Z kącika Rzecznika…
Wzajemny szacunek
Jak zwykle moje pisanie związane jest z wpływającymi do OROZ zawiadomieniami czy skargami. Dziś pozwolę sobie poruszyć problem niewłaściwych relacji w pracy, tak między lekarzami, jak również między lekarzami a personelem medycznym. Właściwe stosunki wzajemne są opisane w Kodeksie Etyki Lekarskiej. Stwierdzenie, że „Lekarze powinni okazywać sobie wzajemny szacunek” wydaje się oczywiste. Ale czy realizowane w praktyce? Niestety nie zawsze 😔 Należy podkreślić, że KEL zawiera jeszcze dwa istotne zapisy: „Lekarze pełniący funkcje kierownicze mają obowiązek traktować swoich pracowników zgodnie z zasadami etyki” oraz „Powinnością lekarza jest odnosić się z należytym szacunkiem i w sposób kulturalny do personelu medycznego i pomocniczego”. Pozwolę sobie skoncentrować się na zachowaniach werbalnych. Nie będzie wielkim zaskoczeniem informacja, że skargi dotyczą głównie zabiegowców. Praca w stresie, potrzeba szybkich decyzji usprawiedliwia incydentalne „wzmocnienie” wypowiedzi, ale permanentne chamstwo noszące znamiona mobbingu musi być wyeliminowane. Nic nie może usprawiedliwiać wyzywania, zastraszania, wulgarnego zachowania. Nawet jak ktoś jest świetnym operatorem to nie ma prawa odnosić się do współpracowników różnych szczebli jak ordynus [za Słownikiem języka polskiego – ordynus (nie mylić z ordynat, ordynariusz, ordynans czy ordynator) to gbur, grubianin, prymityw, arogant, troglodyta, barbarzyńca, hucpiarz, impertynent, pyskacz, prostak, burak, cham, chamidło.].
Rzecznik ma skłonność do osobistych wynurzeń. Kto mnie zna wie, że jestem szybka w mowie i piśmie. A mowa, jak to u zabiegowca, dynamiczna. Erudycja, słownictwo bogate, zasób leksykalny nie wolny od epitetów i inwektyw. Co prawda Matka starała się wychować jak należy, kładła nacisk na kindersztubę, ale wiadomo, że człowiek obraca się w różnych kręgach i najszybciej przyswaja brzydkie słowa. Kto miał dzieci to wie jak to działa 😉 Może i są ludzie, którzy nigdy nie użyli przekleństwa czy niecenzuralnego słowa, szacun, są niezwykli, bierzmy z nich wzór. W realnym funkcjonowaniu pamiętajmy, że w celu kontroli wypowiedzi mamy mózg, który dostosowuje słownictwo i zachowanie do właściwej sytuacji, przynajmniej powinien. Fachowo nazywa się to kontrolą słuchową wypowiedzi. Proces jest skomplikowany, wymaga jednoczesnego zaangażowania wielu struktur ośrodkowych odpowiedzialnych za percepcję słuchową, tworzenie mowy, aparat wykonawczy. Zaburzenia mogą powstawać w czasie mówienia szybkiego, szczególnie gdy jesteśmy rozemocjonowani czy wzburzeni lub jeśli czyjś mózg szwankuje. Daje się to leczyć i rehabilitować.
Ale do meritum, co zrobić jak się pracuje w towarzystwie osobnika nieustannie posługującego się inwektywami, obrażającym wszystko i wszystkich. Kodeks Etyki Lekarskiej mówi: „lekarz wszelkie uwagi o dostrzeżonych błędach w postępowaniu innego lekarza powinien przekazać przede wszystkim temu lekarzowi, jeżeli interwencja okaże się nieskuteczna, a naruszenie zasad etyki lekarskiej powoduje poważną szkodę, konieczne jest poinformowanie właściwego organu izby lekarskiej o zauważonym naruszeniu”. Czyli należy poinformować OIL, może Prezesa, może Komisję Etyki, może OROZ-a. Postaramy się adekwatnie zainterweniować. Należy pamiętać że merytoryczna krytyka przed organami Izby Lekarskiej nie stanowi naruszenia zasad etyki.
Dykteryjka, z życia: Miałam przyjemność pracować z koleżanką, która nigdy nie wyrażała się niekulturalnie. Tolerowała, mam nadzieję, moje „dynamiczne” słownictwo i chcąc nie chcąc zapoznała się z nim. Leżał kiedyś w Klinice młodzieniec prosty, z wyciekiem płynu m-rdz. po urazie czaszki, agresywny, nie reagował na polecenia pielęgniarskie. Dlatego zwrócono się do lekarza prowadzącego, aby udał się do pacjenta w celu „ogarnięcia” jego zachowania. Chciałam pomóc, ale koleżanka stwierdziła, że musi nauczyć się radzić sobie w takich trudnych sytuacjach. I poszła. I stało się. I musiała użyć słownictwa zrozumiałego przez pacjenta. Przyszła spłoniona, zawstydzona, sama zaskoczona, że powiedziała „pewne” słowa. Wytłumaczyłam, że „takie” słowa musiały paść, bo rozmawiając z Niemcem mówiłaby po niemiecku, z Francuzem po francusku, a z osobą prostą po prostacku. Zdarzyło się. Szczęśliwie nie weszło w krew.